sobota, 28 września 2013

***

 

IV.

  Młody mężczyzna z wyraźnie angielskim akcentem i wyraźnie zdegustowaną miną nakreślił na pokwitowaniu zupełnie niewyraźny bazgroł mający imitować podpis, wziął od listonosza pocztę i odesłał go machnięciem ręki, które może i sprawiałoby wrażenie niemiłego i zupełnie nie w angielskim stylu gdyby nie to, że w owej ręce trzymał kubek kawy, swoją drogą kompletnie nieadekwatnej do pory i brytyjskich zwyczajów.* Anglik, wyraźnie nie w nastroju do żartów, przeklął pod nosem mokrą koszulę i zatrzasnął listonoszowi drzwi przed nosem. Ten, chichocząc, ruszył w dół wzgórza z głową pełną spekulacji. Listonosz ów miał na imię Alan - był człowiekiem towarzyskim i liczył, że uda mu się zamienić parę słów z zamieszkującym rezydencję na wzgórzu Amerykaninem. Zawiódł się on więc zarówno na stopniu komunikatywności jak i narodowości mężczyzny. Jego talent do marnowania kawy uznał jednak za całkiem zabawny.

V.

Dwa lata temu.
  Rory? Rory był barmanem. Siedemnastoletnim barmanem, który generalnie dobrze czuł się ze swoją rolą, tylko nie rozumiał za bardzo, w jaki sposób miał serwować alkohol innym, kiedy sam był niepełnoletni. Zakładał jednak z góry, że w takim miejscu jak to nikt nie zwraca uwagi na tego typu zasady. Rory był półsierotą. Ojciec jego, jeszcze pięć lat temu, był właścicielem baru, który swego czasu nosił nazwę Remedion. Nikt nie wiedział skąd się ta nazwa wzięła ani co miała oznaczać, jednak najwyraźniej stary Abbot (bo takie też nazwisko nosił ojciec Rory'ego) był z niej niezmiernie dumny. Stary Abbot opuścił jednak szary padół łez i pozostawił syna z matką, która wcale nie paliła się do opieki nad nim.

Teraz.
  Rory? Rory jest barmanem. Rory Abbot ma lat dziewiętnaście, czyta za dużo książek, studiuje na odległość i z dumą stoi za barem w starej Neredzie.  Bar Nereda (nazwa to równie dziwna i niezrozumiała jak Remedion) przemianowany został tuż po odejściu matki obecnego jej właściciela. Kobieta, która najwyraźniej nie kochała ani męża, ani syna, postanowiła szukać szczęścia w Londynie zaraz po tym, jak jej pierworodny osiągnął pełnoletność. 

  Kiedy ojciec Rory'ego jeszcze żył, w Remedionie zaczął pracować młody chłopak z okolicy. Wysoki blondyn był sympatyczny i przyciągał coraz więcej klientów, chętnie też spędzał czas z małym Abbotem, przez co szybko stał się dla niego autorytetem. Kiedy Rory pozostawiony został z matką, chłopak przejął praktycznie wszystkie obowiązki poprzedniego właściciela baru i opiekował się małym bardziej, niż ktokolwiek inny - stał się, w zasadzie, jego starszym bratem. Jedyną rodziną Alana był stryj, pełniący od lat rolę listonosza. Z czasem Rory sam zaczął stawać za barem, jego przyjaciel dorabiał wyręczając stryja, a kiedy złożyli wszystkie swoje oszczędności, wykupili całe piętro nad barem i urządzili sobie porządne mieszkanie. Dwudziestosześcioletni Alan z szerokim uśmiechem na twarzy przynosi swojemu braciszkowi coraz to nowe książki i pomaga w nauce. 

VI.

  Z kopertą w ręku i paczką pod pachą Anglik zamieszkujący budynek na wzgórzu przeszedł przez drugie po lewej drzwi w długim korytarzu, klnąc pod nosem. Rzucił pocztę na kuchenny blat, wyciągnął z którejś z szafek ścierkę i ruszył z powrotem pod drzwi wejściowe, żeby wytrzeć rozlaną kawę i zabrać pusty kubek.
  Od jakiegoś czasu mieszkał w wielkim domu, którego sam praktycznie wcale nie znał - miał klucze może do czterech pokoi, a w samym korytarzu na parterze było co najmniej piętnaście. Przejście na piętro było zastawione krzesłami (najprawdopodobniej z jadalni, gdyż przy masywnym stole stały tylko dwa, na dodatek różniące się od siebie), niedawno - przy okazji kolejnej rozlanej kawy - odkrył szparę w wykładzinie, a pod nią przejście do wielkiej biblioteki. Na samoprzylepnej kartce, obecnie widniejącej na lodówce w kuchni, zapisał sobie "ODBLOKOWAĆ SCHODY". Nie dość, że nie potrafił się za to zabrać, nie paliło mu się do wyłamywania zamkniętych drzwi w korytarzu. O wytrychach wiedział tyle, ile było w książkach - sam jednak nie był ani specjalnie pomysłowy, ani cierpliwy, ani uzdolniony, nie uśmiechało mu się też więc otwieranie przejść sposobem. Wszystkie sztuczki przez całe życie pozostawiał fikcyjnym bohaterom.
  Gdyby nie jego zawód, można by powiedzieć, że brak mu było zapału i kreatywności - wręcz, że był leniwy. I nudny.
  Nie zawsze tak było?


__
*Wszystko, co Wam w tym zdaniu nie pasuje, jest prawdopodobnie kompletnie celowe.