poniedziałek, 24 czerwca 2013

Wstęp.

 Stosy gazet. Mnóstwo zdjęć. Obrazy z kamer monitoringu. Listy. Rachunki. Ścinki. Śmieci.
Wielkie, stare, drewniane regały, ledwo utrzymujące niewyobrażalną ilość książek.
 Ona lubiła czytać.

 Mężczyzna schował twarz w dłoniach. Miał ją przed oczami - siedział po turecku na jedynej pustej półce, pod sufitem, z notesem w ręce, ołówkiem za uchem i pustką w głowie. Tylko jej twarz. To nie było przyjemne.
 Nie miał obsesji na jej punkcie... Od pół roku prawie o niej nie myślał - wcale nie zastanawiał się, gdzie zniknęła, czemu zniknęła, jak ją znaleźć i czy w ogóle jest sens jej szukać. Nie obserwował jej miejsca pracy, nie włamywał się do systemu ochrony tylko po to, by na nagraniu z kamer zobaczyć, czy przypadkiem się nie pojawiła.
 To było do niego niepodobne.
 Ona tak robiła.
 On zwyczajnie nie potrafił zrobić czegokolwiek z tymi wszystkimi informacjami - z tymi wszystkimi notatkami, zdjęciami, artykułami sprzed wojny i listami. Myślał, że przeglądając to wszystko znajdzie coś, co wskaże mu kierunek dalszych poszukiwań.
 Ale zwyczajnie nie miał do tego talentu.
 Nie był detektywem. Miał zerową umiejętność łączenia faktów, nie potrafił dobrze patrzeć i nie zauważał najważniejszych szczegółów.
 On przynajmniej nie znikał.
 Ludzie, którzy znali go tylko z jego dokonań, głęboko wierzyli w jego nieprzeciętną inteligencję i umiejętność rozwiązania każdego, nawet najbardziej skomplikowanego problemu.
 Jego życie było, cholera, skomplikowane.

 Odłożył notes na bok i postawił stopę na pierwszym szczeblu chwiejącej się drabiny, chcąc zejść na ziemię. Przeprowadził się tu na stałe jakiś miesiąc temu, jednak wcale nie uznał za priorytetowe przeniesienia jakiegoś krzesła do biblioteki czy oczyszczenia biurka ze zbędnych papierów. Był pisarzem, a na dodatek człowiekiem lubiącym chaos - zupełnie nie wadziły mu wszechobecne papiery. 
 W miarę zgrabnie zszedł po drabinie z regału, zabierając po drodze wypchany folder z jednej z górnych półek. Postanowił przejrzeć wszystkie zebrane przez nią w tym miejscu informacje, a do tego musiał przyjąć jakiś rytm.
 ...Cóż, postanowił przejrzeć chociaż jeden regał.
 Z folderem pod pachą wyszedł z biblioteki, zamykając za sobą drzwi, tym samym wchodząc bezpośrednio na kręte, klaustrofobiczne schody, które przypominały mu nieco klimaty średniowiecza. Wspiął się jedno piętro wyżej, gubiąc po drodze jakąś pożółkłą kopertę bez znaczka. Zsunęła się ona po kilku stopniach, lądując gdzieś nieopodal bezpośredniego zejścia do biblioteki. Przeszedł przez klapę w suficie i zamknął ją za sobą, rozglądając się szybko - był z powrotem w szerokim korytarzu dużego, dwupiętrowego domu ze starą tapetą na ścianach. Cholerna klaustrofobia. Cholernie dużo przestrzeni. Przykrył przejście do biblioteki dywanem, zamierzając zapomnieć o nim na następny tydzień. 

***
Napisałam wstęp. Takitamsobie. To miał być, teoretycznie, początek pierwszego rozdziału, ale zrobiłam z tego prolog, bo... Bo tak. Bo nie chciało mi się z tego robić niczego dłuższego, a rozdziały powinny być dłuższe, prawda?